Jednym z bohaterów występujących w książce J. Conrada pod tytułem „Jądro ciemności” był Charlie Marlow. Był z pochodzenia Anglikiem, pochodził z wpływowej rodziny.
Bohater „miał zapadłe policzki, żółtą cerę, proste plecy, wygląd ascety, a ze swymi obwisłymi ramionami i rękami leżącymi na kolanach dłonią ku górze podobny był do bożka”.
Kapitan Marlow był doskonałym i bardzo doświadczonym marynarzem. Był człowiekiem zaradnym, pracowitym i niezwykle sprytnym. Był osobą o dużym poczuciu humoru oraz gawędziarzem. Zawsze miał w zanadrzu jakieś ciekawe historie do opowiedzenia. Był wytrwałym człowiekiem, dążył do zamierzonych celów. Okazywał siłę nawet wtedy, gdy szanse na dotarcie do celu okazywały się znikome. Zawsze można było liczyć na jego pomoc i wsparcie. Jego największym marzeniem było popłynięcie w górę afrykańskiej rzeki Kongo. Marzył o zwiedzeniu Afryki i innych nie do końca wówczas poznanych lądów. Jego marzenie spełniło się, gdy został mianowany kapitanem jachtu „Nellie”, gdyż jego poprzedni kapitan zmarł. Dzięki tej wyprawie miał on możliwość poznania dogłębnie warunków panujących w koloniach i zaobserwowania relacji panujących między Białymi kolonistami a Murzynami z okolicznych wiosek. Miał on również okazję osobiście poznać niejakiego Kurtza, kierownika handlu, który uważany był przez ludzi za człowieka wybitnego, utalentowanego i bardzo odważnego. Zasłyszane przez Marlowa opinie okazały się zupełnie odmienne od tego, jakim człowiekiem naprawdę był Kurtz i jaką prowadził w kolonii działalność. To, co zastał na miejscu napawało go przerażeniem i odrazą. Kurtz wykorzystywał tubylców do ciężkiej niewolniczej pracy, a wszelkie objawy buntu bądź odmowy współpracy karał śmiercią lub torturami. Marlow nie mógł uwierzyć, że człowiek o tak wielkich ideach i humanitarnych planach wspomagania Murzynów, okazał się mordercą i tyranem. Kurtz wyzbył się wszelkich hamulców moralnych, a jego dążenie do władzy i bogactwa zamieniło go w potwora i bestię.
Marlow bardzo współczuł Murzynom. Widział ich nieszczęście, ból, cierpienie i głód. Z przerażeniem patrzył na ich wycieńczenie, nie mógł pogodzić się z tym, że byli w tak okrutny sposób wykorzystywani i traktowani jak zwierzęta, jak tania siła robocza. Utożsamiał się z ich bólem i nieszczęściem, bardzo ich żałował i nie rozumiał, jak można w ten sposób traktować ludzi. Obrzydzenie czuł natomiast to tych wszystkich białych ludzi, eleganckich i wytwornych, jak na przykład księgowy jednej ze stacji, który z obojętnością przyglądał się śmierci niewinnych i bezbronnych ludzi. Nienawidził kłamstwa i manipulacji, a postępowanie białych ludzi napawało do odrazą. Był człowiekiem tolerancyjnym i nie rozumiał dlaczego czarnoskórych traktuje się jak zwierzęta lub tanią, niemal darmową siłę roboczą. Brak szacunku dla odmienności były dla Marlowa czymś niezrozumiałym.
Pomimo tych okropnych wydarzeń i ohydnych działań Kurtza, Marlow nie oceniał go, nie komentował jego pracy i metod działania. Pozostawał powściągliwy, nie chciał go jednoznacznie ocenić i skazać otwarcie na potępienie. Gdy zobaczył tego schorowanego, umęczonego chorobą człowieka, wydawało się, że odczuł jego cierpienie i niemoc, bo nie opowiedział jego narzeczonej okrutnej prawdy o jego prawdziwej działalności. Pozostawił jej obraz Kurtza dobroczyńcy i człowieka chwalebnego. Okłamał ja również wtedy, gdy powiedział, że ostatnim wypowiedzianym przez umierającego Kurtza było wypowiedziane jej imię. Zachował się szlachetnie, bo nie potrafił zburzyć wizerunku narzeczonego tej kobiety. Pozostawił jej dobre i ciepłe wspomnienia o tym człowieku. Prawdę opowiedział tylko swoim towarzyszom żeglugi, licząc być może na zrozumienie z ich strony.
Charlie Marlow był niezwykłą postacią. Był doskonałym obserwatorem ludzkich zachowań. Wnikliwie obserwował ich działania i zmiany w psychice. Poznawał ludzi i ich sekrety, ale nie oceniał, pozostawiając opinię o nich wyłącznie dla siebie. Nie krytykował nawet tych, których nie lubił. I chociaż jak sam mawiał: „wiecie, że nie cierpię, nie znoszę kłamstwa, nie dlatego, abym był bardziej prawy od reszty ludzi, ale po prostu dlatego, że kłamstwo mnie przeraża. Ma na sobie skazę śmierci, wydziela zapaszek śmiertelności – tego właśnie, czego nienawidzę i nie cierpię – o czym chcę zapomnieć”; sam posłużył się kłamstwem w stosunku do narzeczonej Kurtza. Być może zrobił to ze szlachetnych pobudek, bo uważał, że to jest właściwe. Był również doskonałym demaskatorem zakłamanych idei, w imię których cywilizowani ludzie wkradali się do obcych krajów, grabili je z chęci zysku i zachłanności, rozpowiadając wszem i wobec, ze podążają do tych krajów z nauką, techniką i cywilizacją. Marlow był człowiekiem, dla którego liczyły się czyny i działanie a nie wielkie i tak naprawdę puste słowa.