Jan Joachim Goriot jest tytułowym bohaterem powieści H. Balzaka, pt.: „Ojciec Goriot”. Był on bogatym mieszczaninem, który dorobił się majątku ze sprzedaży mąki po wyższych cenach, podczas rewolucji francuskiej (dorobił się na cudzym nieszczęściu). Po przejściu na emeryturę, za namową córek, zamieszkał w pensjonacie pani Vauquer, w ubogiej dzielnicy Paryża.
Po śmierci ukochanej żony, całą swoją miłość przelał na dwie córki: Anastazję i Delfinę. Goriot bardzo kochał swoje córki, i dlatego postanowił dobrze wydać je za mąż. Pragnął, aby wiodły szczęśliwe życie w dostatku. Starszą wydał za hrabiego de Restaud, a młodszą za barona de Nucingen.
Początkowo Goriot był mile przyjmowany w ich domach, gdyż miał pieniądze. Ale, gdy tylko poświecił cały swój majątek dla córek, zięciowie zakazali mu spotykania się z dziećmi.
Goriot był tak zaślepiony miłością do córek, że nie widział ich próżności, zachłanności i miłości do pieniądza. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że córki się go wstydzą i właśnie, dlatego nie chcą z nim przebywać. Bezgranicznie wierzył w to, że córki bardzo go kochają, że on sam jest im bardzo bliski i potrzebny. Poświęcił własne szczęście dla ich dobra. Żył niezwykle skromnie i nie korzystał z uciech życia, bo wiedział, że każdy grosz może przydać się jego córkom. Resztę swojego majątku, którą przeznaczył na własne utrzymanie, wydał na spłatę długów córek i ich kochanków. Stał się biednym człowiekiem, z którym przestały liczyć się dzieci. Jeśli przychodziły do niego córki, to tylko po pieniądze. Mówiły mu o swoich problemach, ale nigdy nie pytały o jego, czy z nim wszystko dobrze, czy czegoś potrzebuje, nie zaoferowały mu żadnej pomocy. Troszczyły się tylko o siebie, o pieniądze, o bale i towarzystwo. Były wielkimi egoistkami, które myślały tylko o sobie, nie okazywały ojcu miłości, należytego szacunku. Nie interesowały się jego zdrowiem. Wstydziły się jego pochodzenia, nie chciały z nim przebywać na salonach. Nie okazywały ojcu wdzięczności za wszystko, co dla nich robił, uważały, bowiem, że wszystko im się należy. Swoim zachowaniem i postępowaniem doprowadziły ojca do ruiny i choroby. Jednak żadna z nich nie poczuwała się do winy. Żadna nigdy nie przeprosiła ojca za swe zachowanie wobec niego.
Nawet w dniu jego śmierci nie chciały przyjść i się z nim pożegnać, nie chciały wspierać ojca w jego ostatnich chwilach życia. Uważały, bowiem, że ojciec jest silny i da sobie radę. Dla Delfiny ważniejszy był bal i przyjęcie, niż odwiedzenie konającego ojca. Anastazja też nie przyszła, dlatego, że ojciec jej potrzebował, ale po pieniądze.
Jedynymi osobami, które bezinteresownie okazywały pomoc Goriotowi byli student, Eugeniusz Rastignac i jego kolega Bianchon, którzy opiekowali się nim w chorobie. Pozostali przy konającym do samego końca. Jednak Goriot umarł samotnie, bo nie było przy nim jego ukochanych córek. Nie czuły się nawet zobowiązane do tego, by wyprawić ojcu należyty pogrzeb. Zięciowie Goriota nie dorzucili ani grosza do pogrzebu. Pochówkiem starca zajął się młody Rastignac, który wydał na to swój ostatni grosz.
Goriot był naiwnym człowiekiem, zaślepionym miłością do córek, do końca wierzył, że córki go odwiedzą i wesprą w trudnych chwilach i chorobie.
Jego życie było jedną wielką udręką, gdyż wciąż martwił się o córki, gdy zabrakło im na jakiekolwiek zachcianki. Obwiniał siebie, gdy nie mógł podołać ich wymaganiom. Twierdził, że nie sprawdził się w roli ojca. A gdy córki miewały kłopoty z mężami, obwiniał siebie, że unieszczęśliwił swoje dzieci źle wydając je za mąż. Na łożu śmierci zdał sobie sprawę, że źle wychował córki, że je rozpieścił, nie nauczył ich szacunku do ludzi i bezinteresowności. „Tak, one są niewinne, mój drogi panie! Powiedz to wyraźnie całemu światu, aby ich nie szarpano z mego powodu. Wszystko to z mojej winy, przyuczyłem je deptać po sobie”.
Anastazja i Delfina nie liczyły się z uczuciami ojca. Jego śmierć nie zrobiła na nich większego wrażenia. Wolały błyszczeć w towarzystwie niż być przy umierającym ojcu. Gdyby go kochały, to potrafiłyby sprzeciwić się mężom i być przy chorym ojcu.