Poniższe wypracowanie stanowi charakterystykę tytułowej bohaterki opowiadania A. Czechowa, Szczukiny. Była ona żoną asesora kolegialnego, Szczukina, który został zwolniony z pracy z powodu przedłużającej się choroby.
Była dobrą żoną, pracowitą gospodynią, spokojną starszą kobietą, która wraz z mężem wiodła skromne życie. Ich sytuacja materialna uległa pogorszeniu po utracie pracy przez Szczukina.
Żona Szczukina w poczuciu niesprawiedliwości udawała się od urzędu do urzędu, by odzyskać niesprawiedliwie zabrane pieniądze. Jednak żaden z urzędników nie chciał wysłuchać kobiety, twierdząc, że nie są w stanie jej pomóc. Kobieta trafiała w ręce bezwzględnych urzędników, których tak naprawdę nie interesowała jej sytuacja materialna i życiowa. Próbowali zbywać kobietę najróżniejszymi sposobami, byli agresywni, niegrzeczni, a nawet złośliwi. Tłumaczyli jej, że zwrotu pieniędzy powinna domagać się w zakładzie pracy męża, a nie u nich. „Niechże pani zrozumie nareszcie, że zwracać się do nas z taką prośbą, jest to to samo, co na przykład, składać podanie o rozwód w aptece albo w mennicy. Pani nie dopłacili, tak, to prawda, ale co nas to obchodzi?” Jednak uparta kobieta nie dawała za wygraną i dręczyła bankierów swoimi lamentami i płaczami. W końcu jeden z nich, Kistunow, zmęczony całą sytuacją postanowił ustąpić kobiecie i wypłacić należną kwotę.
Szczukinowej ciężko było doprosić się swoich pieniędzy, bo nikt nie chciał uznać jej racji. Bezwzględność i opieszałość urzędników tylko utrudniała całą sprawę. Nikt nie chciał udzielić kobiecie pomocy, nikt nawet nie chciał dokładnie jej wysłuchać. Urzędnicy, niczym bezduszne maszyny zasłaniały się tylko przepisami. Nikt w całej tej sytuacji nie widział zatroskanego i rozżalonego człowieka, potrzebującego pomocy.
Kobieta nie znająca przepisów i swoich praw nie umiała się bronić, nie umiała nawet w odpowiedni i zgodny z urzędniczymi regulaminami załatwić sprawy. Oszem trzymała w ręku podanie, ale nie bardzo wiedziała, jak zmusić urzędnika do jego dokładnego przeczytania. Nie mogła oczekiwać wyrozumiałości i współczucia. Naraziła się za to na ogromny wstyd i rozpacz. Była bowiem znieważana i obrażana przez urzędników. W banku chciano ją po prostu wyrzucić na bruk. W urzędnikach wzbudzała tylko pogardę, wściekłość i agresję. Nie była tam pożądaną osobą.
Aby otrzymać to, co tak naprawdę jej się należało, musiała wręcz żebrać, poniżać się, błagać i nieustannie płakać. To był jedyny sposób, jaki znała, by móc osiągnąć swój cel. Była natrętna, chwilami podnosiła głos i oburzała się na urzędnika. Nawet groziła Mikołajewiczowi, podwładnemu Kistunowa, że jak nie dostanie tego, czego żąda, to uda się do adwokata, i że go zniszczy: „Jestem słaba, bezbronna kobieta. Jak pójdę do adwokata, to po tobie śladu nie zostanie. Trzech lokatorów wpakowałam do kozy, a za twoje zuchwałe słowa będziesz się jeszcze u nóg moich tarzał. Ja do waszego generała pójdę. Wasza ekscelencjo!”. Do niższego rangą urzędnika potrafiła odezwać się wulgarnie , a nawet mu zagrozić. Jednak wobec samego Kistunowa przyjęła pozycję spokojnej, biednej i schorowanej kobiety. Była zatem dość sprytną osobą. Wiedziała jak się zachować, by załatwić swoją sprawę.
Szczukinowa była zatem zwykłą, prostą kobietą, szarą obywatelką zagubioną w urzędniczej i zbiurokratyzowanej Rosji. Podobnie jak urzędnicy, załatwiała swoje sprawy jak nie prośbą, to groźbą.