Tytułowego bohatera poznajemy, gdy siedział przy moście pontonowym w starym, zniszczonym i zakurzonym odzieniu. Bohater pochodził z miasteczka San Carlos.
Był on człowiekiem samotnym, nie posiadającym rodziny ani krewnych. Jedynymi jego podopiecznymi były jego zwierzęta, kot, kozy i gołębie, które niestety musiał opuścić, uciekając przed zbliżającą się do wsi artylerią.
Zmęczony wędrówką człowiek przysiadł na moście, na którym panował gwar, jeździły ciężarówki, chodzili piesi. Do starca podszedł pewien żołnierz, który zauważył, że staruszek nie ruszał się z miejsca. Żołnierz wypytał starca o pochodzenie i zaproponował, by udał się za nim i za ludźmi. Jednak bohater wyraził swoją obawę i głęboką troskę o zwierzęta, które musiał pozostawić, gdyż do jego wsi nadciągały wrogie wojska. Staruszek martwił się o swoje koty, gołębie i kozy. Żołnierz jednak zapewniał go, że zwierzęta potrafią o siebie zadbać, i że na pewno nic im nie grozi. Gdy starzec próbował, za radą żołnierza wstać i ruszyć w dalszą drogę, nogi odmówiły mu posłuszeństwa i staruszek osunął się na ziemię. Nie miał siły, by ruszyć w dalszą drogę, a bezradny żołnierz nie potrafił pomóc zmęczonemu i udręczonemu człowiekowi. Sam bowiem martwił się o własne życie.
Staruszek jednak nie martwił się o swoje życie, bo troskał się głównie o własne zwierzęta, które czekał niepewny los. Był do nich niezwykle przywiązany, bez nich czuł się bardzo samotny i nieszczęśliwy. Nie chciał skazywać ich na niebyt lub pewną śmierć, ale nie miał w sobie wystarczającej siły, by móc je wszystkie ze sobą zabrać. Nie miał ku temu ani warunków fizycznych, ani też sposobności. On jak i inni mieszkańcy zmuszeni byli uciekać w pośpiechu przed wrogimi wojskami. Tym bardziej było mu przykro, że pozostawił je bez opieki.
Staruszek był człowiekiem nad wyraz spokojnym i łagodnym, nie miał w sobie ani krzty paniki czy strachu. Nie troskał się o własne życie lecz o życie swoich zwierząt, które były dla niego najcenniejsze. Kochał je, ale nie był w stanie im pomóc. Jedyne co mógł zrobić to otworzyć gołębiom drzwi od gołębnika, puścić kozy luzem. Jedyne czego był pewien to kota, bo wiedział, że sobie jakoś poradzi. Kot bowiem to niezwykle niezależne zwierzę. Tylko ta myśl go nieco pocieszała. Widać było wyraźnie bezsilność tego człowieka wobec otaczającej go rzeczywistości. Zrezygnowany nie miał już siły dalej uciekać, nie chciał ratować własnego życia. W jego sercu górował niepokój nie o swoje życie, ale o życie istot, którymi się dotąd zajmował, karmił, i z którymi spędzał niemal cały swój czas. Bohater był dobrym i wrażliwym człowiekiem bezgranicznie kochającym swoje zwierzęta.