Rachunek Wyspiańskiego z rzeczywistością.
Dzieje polskiej literatury nie notują drugiego takiego przypadku kariery równie błyskawicznej. Trzy lata po debiucie pisarz, dostrzegany przez społeczeństwo przeistacza się w narodowego wieszcza. Tym pisarzem jest Stanisław Wyspiański. Jeszcze niedawno malarz, poeta w tajemnicy przed światem piszący dramaty. A w 1901 roku, kiedy przedstawił „Wesele” Wyspiański wieszczem – awans nadzwyczajny. Rola narodowego wieszcza należy do tych ról, których nie można osiągnąć tylko własną chęcią, czy wysiłkiem. Jest to rola, która wyznacza społeczeństwo. Wieszcz zaczyna swoja pracę od krytyki istniejącej rzeczywistości, potem dopiero kreuje własne ideały. Krytykuje precyzyjnie, a ideały kreśli mgliście. Wyspiański, jak na wieszcza przystało, rozpoczął od krytyki. W „Weselu” celnie ugodził w przekonania i tendencje myślowe modernistów. W podzielonej przez zaborców Polsce utrzymywało się przekonanie, że powstanie niepodległościowe z ludem, chłopstwem w roli głównej, musi zakończyć się zwycięstwem. Natomiast poeta pokazał, że inteligencja i chłopi żyją we wrogich stosunkach, we wrogich wzajemnie światach, pomiędzy którymi żywe są tylko pozorne niewiele znaczące więzi. Powstanie w tej sytuacji jest czynem niemożliwym do podjęcia, ani przez jednych, ani przez drugich. Inteligencja roztopiła ideę niepodległości w poetycznym widzeniu świata. Potężne chłopstwo zaś to siła ślepa, niezdolna do samodzielnego działania. Jedynie „jeden tylko, jeden cud” może uświetnić mit solidaryzmu społecznego i doprowadzić do pomyślnych wyników powstania.
Wyspiańskiego rachunek z rzeczywistością dokonał się także za pośrednictwem historii. Większość ludzi jemu współczesnych miała adoracyjny stosunek do narodowej przeszłości, pełen szacunku, a niekiedy nawet religijnego prawie uwielbienia. Przymuszono się do niepamięci o ciemnych i haniebnych kartach dziejów. W „Weselu” przed Poetą i Panem Młodym stanęły znajome widma z przeszłości, lecz pokazały inne przerażające twarze. Do świata, w którym idealizowano chłopa, ciesząc się z jego siły i barwności stroju, wtargnęła nieproszona pamięć z roku 1846 Jakuba Szeli, która zepsuła bohaterom dramatu „bajeczną” wizję wsi. Żadnej z bolesnych kart dziejowych nie można zabić niepamięcią, zagłuszyć. Historia istnieje, uczestniczy w teraźniejszości. Wyspiański również protestował przeciwko modernistycznemu dekadentyzmowi, niszczącemu nie tylko ludzi sztuki, ale i polityków. Nie kpił z dekadentyzmu, lecz wyszydzał go i przeciwko niemu protestował. Moderniści, zmęczeni rzeczywistością, uciekali w strony poetycznie wymarzone. Na świat patrzyli przez pryzmat poezji. Poeta dowodzi, że skoro poezja wejdzie w świat rzeczywisty, to pokaże inne oblicze, nieoczekiwane. Taki jest sens końcowych scen „Wesela”, scen chocholego tańca.
Wyspiański wyśmiewa zewnętrzne objawy chłopomani, patrzy na nią okiem szydercy, satyryka. Jej samej nie kwestionuje.
Poeta w „Weselu” rozpoczął od krytyki i na krytyce społeczeństwa skończył.