Charakterystyka matki Marcysia, bohaterki występującej w nowelki „Dym” M. Konopnickiej. Kobieta mieszkała wraz z jedynymi synem, Marcysiem w skromnej izdebce w pobliżu fabryki.
Bohaterka była drobną staruszką, która zwykle nosiła biały czepek i fartuszek. Była to kobieta niezwykła, ciepła, cierpliwa, wytrwała, zdolna do największych poświeceń i wyrzeczeń. Oddawała swoje porcje jedzenia synowi, gdy ten wciąż czuł się głodny, sama niedojadała. Kobieta zajmowała się domem i przygotowywaniem ciepłych posiłków dla zapracowanego syna. W wolnych chwilach siadała przy oknie i wpatrywała się w fabrykę i dym z komina, w której całe dnie pracował jej syn. „Nieraz nawet umyślnie odrywała od roboty stare swoje oczy, aby rzucić na niego choć jedno spojrzenie. W spojrzeniu tym była dziwna błogość i jakby pieszczota (…) Ale dla niej dym ten miał szczególne znaczenie, mówił do niej, rozumiała go, był w jej oczach niemal żywą istotą.” Była wspaniałą, kochającą i oddaną matką. Oboje z Marcysiem wiedli bardzo ubogie, ale szczęśliwe życie.
Podobnie jak syn była osobą pogodną i wesołą, śmiała się z żartów syna, cieszyła się jego szczęściem i chętnie słuchała jego opowieści i relacji z dnia pracy. Bardzo go kochała, zawsze niecierpliwie oczekiwała powrotu syna, często odwlekała poranną pobudkę, by mógł jak najdłużej pospać, ale i nie spóźnić się do pracy. Dbała o niego, jak tylko umiała najlepiej.
Pomimo wielkiej biedy, wspierała syna, nie załamywała się. Była spokojna, skromna i pracowita. Gotowała synowi posiłki, cerowała ubrania, pocieszała, wysłuchiwała jego opowieści. Bardzo się o niego troszczyła i doceniała jego poświęcenie i ciężką pracę. Nie spędzała z nim wiele czasu, bo większość dnia chłopiec spędzał w pracy. Cieszyła się z każdego wspólnego poranka i wieczornego posiłku. Każda wspólna spędzona z synem chwila była dla niej najcenniejsza na świecie.
Pewnego dnia wydarzyła się ogromna tragedia. W fabryce doszło do wybuchu, w którym zginął Marcyś, pierworodny bohaterki. Kobieta bardzo to przeżyła, doznała niewyobrażalnej straty. Śmierć syna była dla niej jak śmierć jej samej. Utraciła bowiem sens życia, bo tym właśnie Marcyś był dla niej. Przez wiele lat po tym wydarzeniu, kobieta wpatrywała się w okno i w dym, wydostający się z komina fabryki.