Legenda ta należy do legend polskich, a dokładniej warszawskich i opowiada o pewnym straszliwym potworze zwanym Bazyliszkiem. Był to bardzo nietypowy stwór, pół wąż, pół kogut o przerażających wielkich oczyskach. Jego jedno spojrzenie zamieniało istotę ludzką w kamień. Podobno wykluwał się taki raz na sto lat z koguciego jaja.
Żył on w starych ruinach na ulicy Krzywe Koło w Warszawie. Dorośli przestrzegali swe dzieci, by nie chodziły się tam bawić, gdyż może ich spotkać wielkie nieszczęście. Podobno każdy kto się udał w to miejsce już nigdy nie powrócił.
W mieście żył pewien płatnerz, Ostroga, który słynął na cały świat ze swego fachu. To on robił piękne i lśniące zbroje, po które przybywali rycerze z najdalszych krain. Nikt tak jak on nie potrafił też przywrócić świetności starej i zużytej zbroi. Miał on dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca, które pewnego dnia, za jego zgodą udały się na jarmark i zaginęły. Dzieci z wielkim zainteresowaniem przyglądały się straganom, wypełnionym po brzegi koralami, zabawkami, smakołykami. Sprzedawano tam różnokolorowe tkaniny i dywany. Odbywał się również występ przyjezdnych akrobatów, którym dzieci przyglądały się z wielkim zainteresowaniem. Był również treser z oswojonym niedźwiedziem, wykonującym zabawne sztuczki. Gdy dzieci Ostrogi spotkały swoich kolegów ich zabawy nie miały końca. Dzieci nawet się nie spostrzegły kiedy zaczęło zmierzchać i znalazły się w starych ruinach. Ich uwagę przyciągnęło niezwykłe światełko, za którym dzieci udały się bez wahania. Jeden z chłopców Waluś po otwarciu drzwi do lochu padł jak rażony piorunem, spojrzenie Bazyliszka zamieniło go w kamień. Przerażone rodzeństwo w wielkim strachu ukryło się za zimnym murem i tam oczekiwało na ratunek. Gdy w ruinach znalazła się Agata, wołająca dzieci na obiad, rodzeństwo od razu rozpoznało jej głos. Jednak nie zdążyli się spotkać, bowiem i Agatę dosięgło zabójcze spojrzenie potwora.
Gdy zaczęło się ściemniać ojciec coraz bardziej zaniepokojony o los dzieci postanowił ich poszukać. Wyglądał za nimi z domu, przechadzał się po ulicy, ale po dzieciach śladu żadnego nie było. W końcu w pobliżu starych ruin zauważył zbierający się tłum. Gdy domyślił się, gdzie mogły udać się jego dzieci, udał się wraz z żoną do czarownika Fabuli, który poradził, by znaleźć śmiałka, który obwiesi się wieloma lustrami i uda się do lochów, by pokonać potwora jego własną bronią. Wybór padł na skazańca, Jana Ślązaka, który miał zostać ścięty za popełnioną zbrodnię. Skazaniec zgodził się, bowiem za wypełnienie misji obiecano mu wolność, jeśli żyw pozostanie. Strubicz i Ostroga zabrali Jana na Ratusz i przybrali go wieloma lustrami, po czym odprowadzono go na Krzywe Koło i kazano zejść do podziemi. Tłumy ludzi z zaciekawieniem zaglądały to otworu piwnicznego, ale nic dojrzeć nie mogli. Po chwili z ciemnej piwnicy zaczął się głos przeraźliwy wydobywać, niczym pianie koguta czy syk węża. Wyszedł z podziemi Ślązak niosąc na rękach cielsko potwora. Jak czarownik powiedział tak też się stało. Bestia zginęła rażona własnym spojrzeniem, które się w lutrach odbiło. Rodzice czym prędzej udali się do piwnic i wydostali swe przerażone acz żywe dzieci.
W ten właśnie sposób dzielny Ślązak uratował dzieci. Cała Warszawa, za jego sprawą uwolniła się od Bazyliszka i jego straszliwej klątwy. W mieście zapanowało szczęście a jego mieszkańcy odczuli ogromną ulgę.