Jednym z bohaterów książki Wiktora Gomulickiego „Wspomnienia niebieskiego mundurka” jest profesor Skowroński.
„Skowroński, nauczyciel polskiego, stary, gruby, z białymi włosami naczesanymi na czoło i skronie, a z tyłu spadającymi w długich pasmach na plecy. Twarz ma zawsze wygoloną, szyję owiązaną kilkakrotnie białą chustką; olbrzymie, wysunięte spod chustki kołnierzyki, w których tłuste jego policzki — zwłaszcza gdy głowę pochyli — do połowy się kryją. W całości przypomina owe szanowne postacie z początku stulecia, których wizerunki przechowały się na starych litografiach.”
Skowroński jest typem nauczyciela nieprzystępnego. On jeden występuje zawsze w roli półboga. „Gdy wykłada, nie patrzy na uczniów. Ciężkie, głośne, starannie odmierzone słowa rzuca w przestrzeń. Nawet, gdy uczeń wydający lekcję stoi tuż przed nim, nie widzi go, nie chce widzieć. Oczy jego ponad głową chłopca wybiegają daleko, wysoko…”
„Gdy wykłada, nie patrzy na uczniów. Ciężkie, głośne, starannie odmierzone słowa rzuca w przestrzeń. Nawet, gdy uczeń wydający lekcję stoi tuż przed nim, nie widzi go, nie chce widzieć. Oczy jego ponad głową chłopca wybiegają daleko, wysoko…”
„Jednak o oschłość serca posądzać go nie można. Miewa czasem łzy w oczach — wówczas, gdy wiersze elegijne wygłasza. Uczniów swych kocha, wypożycza im książki ze swej biblioteki, ćwiczenia ich nadzwyczaj starannie poprawia, na marginesach wypisuje upomnienia nie tylko stylistyczne, lecz moralne i obywatelskie.”
„Ale bardziej, niż uczniów, kocha przedmiot, który wykłada. Żyje też raczej przeszłością, niż dniem obecnym. Przedmiotem najgorętszych jego umiłowań literackich jest wiek osiemnasty i pierwsze lata dziewiętnastego. Najwymowniej wychwala, najczęściej cytuje poetów, w tych dwóch okresach żyjących. Krasicki, Naruszewicz, Kniaźnin, Karpiński, Osiński, Dmochowski — to jego bożyszcza. Każdy poeta nosi u niego pewien stały tytuł. Krasicki to „książę poetów”; Naruszewicz — „poeta-dziejopis”; Karpiński — „poeta serca” albo „śpiewak Justyny”; Dmochowski — „polski Boileau”.
Jest nauczycielem bardzo wymagającym i na myśl o tym, że któryś z uczniów pomyli się i przypisze twórcom inne tytuły niż sam nauczyciel im nadał, wtedy profesor pieni się z gniewu nie na żarty. Na jego lekcjach zawsze panuje poważny i dostojny nastrój. Nie tu miejsca na żarty, dowcipy i śmiechy. Profesor zawsze promieniał zachwytem, gdy słyszał deklamacje w wykonaniu Kucharzewskiego, obdarzonego głosem dorosłego mężczyzny, silnym i wyraźnym.
Uczniowie kochali Skowrońskiego. Darzyli go sympatią i szacunkiem. Gdy umarł z powodu apopleksji, chłopcom było niezmiernie smutno i przykro. To on zaraził ich miłością do poezji.