Jedną z bohaterek występujących w noweli B. Prusa pod tytułem „Antek”, była matka głównego bohatera. Była prostą kobietą ze wsi. Miała troje dzieci, którymi musiała się zajmować sama od śmierci męża.
Zajmowała się pracą w gospodarstwie i na polu. Od najmłodszych lat uczyła dzieci zamiłowania do pracy, samodzielności i odpowiedzialności. Jednak po śmierci męża musiała przejąć i jego niektóre obowiązki, co równało się z jeszcze większą ilością pracy.
Kobieta była zacofaną i ciemną osobą, nie rozumiała pasji syna, uważała go za lenia. Nawet pasem próbowała zmusić go do pracy. Często żaliła się na niego kumowi Andrzejowi: „Co ja pocznę nieszczęsna, z tym Antkiem odmieńcem? Ani to w chacie nic nie zrobi, ani bydła doglądnie, ino wciąż kraje te patyki, jakby co w niego wstąpiło. Już z niego, mój Andrzeju, nie będzie chyba gospodarz ani nawet parobek, tylko darmozjad na śmiech ludziom i na obrazę boską!…”. Wierzyła w znachorkę i jej metody leczenia, czym doprowadziła do ogromnej tragedii. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stanie z jej chorą córką po umieszczeniu jej w gorącym piecu. To przez jej głupotę i naiwność dziecko poniosło śmierć. Nie znała też prawa i przepisów, chciała płacić nauczycielowi za naukę w szkole, bo nie wiedziała, że był on opłacany przez gminę.
Bohaterka wiodła trudne życie, ciężką pracą próbowała zapewnić dzieciom jedzenie i opał na zimę. Uczyła również dzieci pracowitości, samodzielności i odpowiedzialności. Najtrudniej jej było dotrzeć do Antka, najstarszego syna, który nie kwapił się do pracy. Nie rozumiała jego pasji, którym było rzeźbiarstwo. Uważała go za lenia i darmozjada. Często go biła, ale to nie dawało rezultatów. Jednak w rzeczywistości kochała swojego syna, całe jego życie szczerze martwiła się o niego. Nawet gdy musiała się z nim rozstać i pozwolić mu odejść w daleki świat bardzo to przeżywała: „Czy kto kiedy słyszał; żeby rodzona matka dziecko swoje wiodła na stracenie? Wychodzili, prawda, od nas chłopacy do wojska, ale to był mus. Nigdy przecie nie widziano, żeby kto z własnej woli opuszczał wieś, gdzie się urodził i gdzie przyjąć go powinna święta ziemia. Oj, doloż ty moja, dolo! Że ja już trzecią osobę z chaty wyprowadzam, a sama jeszcze żyję na świecie!…”. Świadczyło to o ogromnej miłości do syna, żal jej było się żegnać, ale w domu zrozumienia i miejsca dla syna nie było. Prosiła go jednak i zapewniała, że jak nie znajdzie wśród obcych szczęścia, to żeby wrócił do niej, do domu. Kochała swojego syna, ale go nie rozumiała.
Jej młodsza córka, Rozalia także od małego musiała ciężko pracować, zajmować się domem, gospodarstwem i najmłodszym braciszkiem. Jednak praca ponad siły i niekiedy w mrozie spowodowały ciężką chorobę dziecka. Dziewczynka zmarła w wyniku praktyk pewnej znachorki, która kazała umieścić dziecko w gorącym piecu. Kobieta bardzo przeżyła śmierć córki, która była podporą domu. Jej matczyna rozpacz była ogromna i nie do opisania: „Jezu! – krzyknęła matka ujrzawszy dziewczynę niepodobną do ludzi. I taki ogarnął ją żal za dzieckiem, że ledwie pomogła znachorce przenieść zwłoki na tapczan. Potem uklękła na środku izby i, bijąc głową w klepisko, wołała: – Oj! Grzegorzowa!…A cóż wyście najlepszego zrobili!….”.
Bardzo przeżywała również odejście Antka. To życie i bieda zmusiły ją do podjęcia tak trudnej decyzji. Kobiecie ciężko było pogodzić się z losem, serce ją bolało na rozstanie z synem, ale widziała, że we wsi nie będzie mu dobrze. Musiała podjąć decyzję, by ułatwić mu życie. Musiała zaufać obcym ludziom, którzy być może zrozumieją jej syna i docenią jego talent. Wysłała go w świat, by mógł znałeść to czego szukał. Zrobiła to dla jego własnego dobra.
Bohaterka była dobrą i troskliwą matką. Od samego początku starała się nauczyć dzieci samodzielności i wytrwałości oraz pracowitości. Swoją pracowitość udało jej się zaszczepić w Rozalce, która od początku wykazywała chęci do pracy i pomocy. Jednak kobieta nie rozumiała swojego najstarszego syna i to utrudniało jej dobre relacje z nim. Była prostą kobietą i nie umiała do niego dotrzeć, ale nie chciała też, by naśmiewano się z niego w wiosce i dokuczano mu. Nawet biciem nie była w stanie nauczyć go pracowitości, nie miała pojęcia jak z nim postępować, dlatego zgodziła się na jego wyjazd. Była kobietą pełną poświecenia i ogromnej miłości do swoich dzieci, jednak nie zawsze umiała to okazać. Wykazała się wielką odwagą i mądrością pozwalając synowi odejść.