Andrzejowa Korczyńska była jedną z bohaterek powieści E. Orzeszkowej pod tytułem „Nad Niemnem”. Była właścicielką Osowiec, matką Zygmunta i wdową po Andrzeju Korczyńskim, który był starszym bratem Benedykta Korczyńskiego.
„Cnoty czystości i poświęcenia zdawały się od stóp do głowy przyoblekać jej wysoką i bogato rozwiniętą kibić, którą malowniczo opływała czarna i ciężka suknia. Czarne koronki i gładkie pasma jasnych, siwiejących włosów żałobną ramą otaczały twarz jej o rysach wydatnych i prawidłowych, delikatną bladością okrytych i zmąconych ledwie dostrzegalnymi zmarszczkami, które zbiegały się w drobne snopy około wielkich, smutnych oczu i chłodnych, dumnych ust. Najdrobniejsza błyskotka nie ożywiała jej wdowiego stroju; uśmiech wesoły bardzo rzadko oświecał zamyślone rysy. Gdy szła albo do kogo przemawiała, głowę podnosiła wysoko i powieki spuszczała, co rzucało na nią podwójny wyraz wyniosłości i skromności, w którym przemagała wyniosłość”.
Od śmierci męża Andrzejowa rozpoczęła skromne życie, poświęcając je pielęgnowaniu pamięci o ukochanym. Bowiem mąż był dla niej wszystkim co kochała, co szanowała i co dawało jej największe szczęście, a po jego śmierci kobieta nie potrafiła być już szczęśliwa. Nie potrafiła również wychować syna na podobieństwo ojca. Pomimo iż rozumiała poglądy męża nie do końca je pochwalała. Najbardziej negowała równość społeczną między arystokracją a chłopstwem. Brzydziła się pospólstwa, tego, że chodzą brudni, zaniedbani i zmęczeni pracą. Nie chciała utrzymywać z nimi żadnych kontaktów. Aby niejako pozbyć się negatywnych uczuć do chłopów zapraszała do siebie ich dzieci, by je uczyć. Zawsze starała się, by odwiedzające ją dzieci były czyste, umyte i schludnie ubrane. „Wiele, wiele razy wchodziła była do niskich chat z sercem pełnym życzliwych uczuć, z ustami drżącymi od cisnących się na nie słów i zawsze stawała tam ze swoją wspaniałą postawą i podniesioną głową (…) z pozoru dumna i pogardliwa, w głębi rozpaczliwie zmieszana i jak mówić nie wiedząca (…)”.
Andrzejowa bardzo kochała swojego męża, bardzo za nim tęskniła, w sercu pamięć o nim wciąż była dla niej żywa. Jednak nie potrafiła ona wychować syna na jego podobieństwo. Nie pozwoliła mu się ożenić z justyną Orzelską, która miała poglądy zbliżone do Andrzeja korczyńskiego, ale pochodziła z ubogiej rodziny, więc zdaniem Andrzejowej absolutnie nie stanowiła dobrej partii dla jej syna. Andrzejowa korczyńska nie była bowiem zwolenniczką bratania się ludzi z różnych warstw społecznych. Wyjechała z synem za granicę i tam ożeniła go z piękną, młodą i bardzo bogatą Klotyldą. Zygmunt jednak nie kochał dziewczyny i znudził się życiem małżeńskim zaledwie po dwóch latach. Matka rozpieściła go i zepsuła. Nie miał on w sobie żadnych patriotycznych uczuć, nie był przywiązany do tradycji rodzinnych. Kobieta nie przekazała mu żadnych wartości ani idei. Wychowała go na „francuskiego markiza”, którego bardziej interesowało podążanie za zagraniczną modą i nowinkami niż sprawy narodowe i wydarzenia w kraju. Wychowała go na kosmopolitę, człowieka nie mającego żadnego szacunku do wartości narodowych.
Jako matka, Andrzejowa poniosła sromotną klęskę, bo jej syn wyrósł na człowieka płytkiego, pozbawionego własnych korzeni i przywiązania do narodu. Był on człowiekiem zimnym i obojętnym, nie szanującym nikogo i niczego, zabawiał się kobietami, nie doceniał ich uczuć. Andrzejowa czuła ogromną rozpacz, gdy przyglądała się postępowaniu i zachowaniu syna. Wiedziała jednak, że nie ma już na niego żadnego wpływu i że go nie zmieni, choćby nie ważne jak bardzo tego chciała. Wychowała syna na człowieka bezdusznego, nieczułego i niewrażliwego.
Andrzejowa Korczyńska była postacią tragiczną, noszącą w sobie ogrom bólu i cierpienia po śmierci męża. Pochłonięta bez reszty pielęgnowaniu pamięci po mężu nie potrafiła realnie patrzeć na otaczającą ją rzeczywistość. Przybrała skromne szaty i niczym asceta oddawała się wiecznym rozmyślaniom o mężu. Nie potrafiła już dogłębnie zainteresować się synem, jego problemami. Nie umiał poświecić się żyjącym ani tym bardziej synowi.